26.08.2005 :: 23:46
Obudzili się o świcie tak mocno przytuleni do siebie, iż pierwszym uczuciem, jakiego doznali, było zdziwienie, że całą noc spali twardym i zdrowym snem, w którym nie przeszkodziła im ich bliskość. Chłopak poruszył się i podniósł na łokciu; patrzył przez chwilę na dziewczynę gorącymi oczyma, potem rzekł: - Powiedz coś głośno, jeśli to wszystko naprawdę. Dziewczyna roześmiała się. Objęła jego głowę nagimi ramionami i przytuliła go do siebie; była ciepła jak chleb. Przez chwilę słuchał twardego bicia jej serca, potem ona rzekła bardzo cicho: - Myślisz, że to sen. - Nic nie wiem - rzekł. - Ty nie wiesz, ile razy przez całą noc byłaś ze mną, mówiłaś do mnie, śmiałaś się do mnie; wyznawałaś mi takie rzeczy, o których marzyłem, a kiedy przychodziło rano i budziłem się, widziałem obok siebie puste miejsce. - Dotknął ręką jej twarzy i powiedział: - Kto wie? - Ciągle myślisz, że to sen? - Mówię ci: kto wie? Popatrzyła na niego zmrużonymi oczyma. Wiedział, że chce mu coś powiedzieć i waha się. W nagłym strachu ścisnął jej rękę. Wtedy odezwała się: - Więc wiesz, co zrób? Wstań i podejdź do lustra. - Po co? - Wstań, mówię ci. Chłopak wstał. Podszedł do okna i odsunął firankę; dzień był jasny i czysty, dachy lśniły rosą; godzina była wczesna - zgrzytały dopiero pierwsze tramwaje. Chwilę patrzył w pustą ulicę, potem rzekł: - Trochę się boję. Wyskoczyła z łóżka; wzięła go za rękę i pociągnęła do lustra. - Wierzysz teraz? - zapytała. - Sny gryzą duszę, ale nie szyję, mój drogi. - Nie żałujesz tego? - Czego? - Nocy. - Gdybym żałowała, nie wyglądałbyś tak, jak wyglądasz. Czy myślisz, że można kogoś tak kochać, jeśli się go nie pragnie? - Myślałaś o mnie przedtem? - Często. - Chciałaś tego? - Na pewno tak samo jak ty. Uśmiechnął się gorzko. - Skąd wiesz - rzekł - jak ja ciebie pragnąłem? - O, wiem. Ja też muszę jakoś owinąć szyję, żeby ludzie nie zobaczyli. Ogarnęło go straszne, żałosne wzruszenie - prawie żal. - Tyle czasu - wybełkotał - czekałem na to wszystko, marzyłem... Aż strach pomyśleć, że to wszystko już się stało. Podszedł do okna i znów spojrzał w ulicę. Nie chciał mówić, bał się słów. Z domów wychodzili do pracy pierwsi ludzie; znał ich wszystkich, była to mała piaszczysta uliczka - na takiej ulicy ludzie do dziś wzajemnie znają swoje sny. Wypełniony dziwnym, ciężkim uczuciem szczęścia, w które nie mógł jeszcze do tej chwili uwierzyć, milczał. Odwrócił się dopiero na dźwięk jej głosu. Stała za nim i dotykając twarzą jego pleców, mówiła: - Pachniesz mlekiem jak mały piesek, tak śmiesznie. I oczy masz dziwne... - Wzięła w ręce jego twarz i powiedziała: - Naprawdę jesteś małym pieskiem. Żeby tak mogło zostać zawsze. Z żadnym mężczyzną nie byłam tak szczęśliwa. Z nikim nie było mi tak dobrze jak z tobą. Przysięgam ci, nie śniło mi się nawet, że będę kiedyś taka szczęśliwa. - Było ci dobrze? - zapytał czując, że serce z przerażenia podeszło mu aż do gardła. - Och, nie pytaj - powiedziała. - Teraz mnie się zaczyna zdawać, że to wszystko jest po prostu złym snem. - Złym? - Bo żal tylko dobrych snów, kiedy one się kończą. - Powiem ci, co masz zrobić. - Podejść do lustra? - Właśnie. Roześmieli się oboje. Chłopak powiedział: - Muszę już lecieć do roboty. - Zjedz śniadanie. - Nie mogę - rzekł i pokręcił ze smutkiem głową. - Ty wiesz, jak to jest, kiedy się człowiek spóźnia do roboty. - Poczekaj, naszykuję ci coś, to weźmiesz z sobą. Począł się ubierać; nie śmiał przy tym dotknąć własnego ciała. Czuł ją ciągle przy sobie; aż po czubki włosów wypełniony był owym dziwnym, cięższym od ołowiu, boleśniejszym od męki umierania, słodszym od najpięk- niejszych wierszy uczuciem, jakie daje noc z kimś, na ko- go czekało się przez tysiąc chwil, kogo pragnęło się przez wiele bezsennych nocy, kogo widziało się w każdej na ulicy spotkanej twarzy, kogo oczekiwało się przy każ- dym pukaniu do własnych drzwi; przez kogo nienawidziło się nieba, ziemi i ludzi; i przez kogo kochało się wszystko. - Kiedy przyjdziesz? - spytała dziewczyna. - Wieczorem. Będziesz czekać? - Po co pytasz? - Ciągle się boję. - Przyjdę pierwsza do domu. - Zaświeć światło, odsuń firankę i czekaj na mnie. - Zaświecę światło, odsunę firankę i będę czekać na ciebie. A teraz powiem ci coś: nie będziemy się żegnać. - Dlaczego? - Nie chcę się z tobą rozstawać ani na moment.